Dzień 11-14

Dzień 11 – 5.06.2016, Bakki – Blönduós
125km, 15.7km/h śr, 1082m w górę, 7h57m, 6-18℃
Noc spokojna i sucha, chociaż chmury trochę straszą deszczem. Temperatura także nieco niższa rano i wieczorem. Na dobry początek dnia podjazd na przełęcz Öxnadalsheiði na wysokość 540m.n.p.m. Uporałem się w niecałą godzinę. Następne kilkadziesiąt kilometrów to łagodny zjazd praktycznie do poziomu morza. Po drodze zatrzymałem się w miejscu średniowiecznej bitwy z czasów wikingów o czym świadczyła tablica informacyjna. Kolejnym przystankiem była wioska Varmahlíð, w której znajduje się większe centrum obsługi podróżnych ze stacją paliw, restauracją, sklepem i punktem informacyjnym. Kawałek dalej za wioską stoi zabytkowy kościół Víðimýrarkirkja – jeden z pięciu ostatnich pokryty dachem z darni. Kościół obejrzałem z zewnątrz, wejście do środka 700ISK. Za kościołem ponownie łatwa i niewysoka przełęcz bez nazwy oraz łagodny zjazd do miasteczka Blönduós. Przed miastem pierwszy raz odkąd jestem na wyspie zauważyłem cielaki. Do tej pory ze zwierząt udomowionych widziałem wiele tysięcy owiec, trochę koni i kóz. Islandia zapewne mleko sprowadza z innych krajów, podobnie jak większość produktów. Do produkcji Skyr’a potrzebna jest spora ilość mleka, którego raczej Islandczycy sami nie są w stanie sobie zapewnić. W Blönduós zrobiłem sobie dłuższy odpoczynek na stacji N1. Standardowo kupiłem kawę, coś słodkiego i Skyr. Posiedziałem przy Wi-Fi, podładowałem baterie, w toalecie szybkie mycie pod zlewem. Nabrałem także wody do bidonów na wieczorną kolację na ciepło. Po 21:00 ruszyłem dalej w poszukiwaniu noclegu. Parę kilometrów za miasteczkiem Blönduós wjechałem w boczną drogę polną i na noc w namiocie schowałem się za stertą siana.

Dzień 12 – 6.06.2016, Blönduós – 1
112km, 16.8, 1052, 6h42m, 9-14℃
W nocy wiatr budził mnie kilka razy uderzając mocniej o ścianki namiotu. Koło 1:00 być może i sam właściciel terenu, na którym spałem przejechał quadem blisko namiotu. Mój pobyt najwidoczniej nie przeszkadzał mu tak bardzo, bo nawet się nie zatrzymał. Kilka nocnych pobudek najwyraźniej tak źle wpłynęło na mój organizm, że od rana miałem mega kryzys. Ze śpiwora wygrzebałem się dopiero po ósmej rano. Tak długo na wyspie jeszcze nie spałem. Pierwsze kilometry pod wiatr, co jeszcze bardziej odbierało mi ochotę do rowerowania. W planie dnia było podjechać do samotnej skały o nazwie Hvitserkur, jednak odpuściłem. Zmiana kierunku jazdy wiązała się z jazdą pod jeszcze silniejszy wiatr, więc ten punkt wyprawy ominąłem. Przed wioską Laugarbakki zatrzymałem się na kawę i śniadanie w restauracji przy niewielkim hotelu. Trochę pomogło, bo następne kilometry nieco szybsze. Przed samym południem wiatr także osłabł, więc zabrałem się do odrabiania strat. Skręciłem jeszcze na drogę 711 i zajechałem do miejscowego sklepu na małe zakupy w miasteczku Hvammstangi. Od tego momentu jeszcze bardziej żałowałem, że nie pojechałem do skały Hvitserkur. Gdybym objechał cały półwysep od skały do Hvammstangi drogą 711 na pewno udałoby mi się znów zobaczyć foki. Może nawet z bliska… W miasteczku znajduje się małe fokarium, a znaki sugerują, że na półwyspie można spotkać te większe ssaki morskie. Kilkanaście kilometrów dalej ponownie zatrzymałem się dłuższą chwilę, tym razem na stacji N1 – Staðarskáli na drodze nr 1, na końcu fiordu Hrútafjörður. W sklepie przy stacji oprócz kawy i Skyr’a kupiłem jeszcze pamiątkę z Islandii w postaci maskotki małego maskonura. Nie udało mi się zobaczyć prawdziwego na żywo to pluszaka zabieram do domu 😉 Stacja to idealne miejsce na odpoczynek przed kolejnym podjazdem na przełęcz Holtavörðuheiði Wjazd na 407m.n.p.m. nawet bez mocy nie sprawia trudności. Na przełęczy znów mocniej zawiało, jednak już nieco z tyłu. Na zjeździe rozglądałem się za miejscem na nocleg. Spokojną miejscówkę znalazłem na polance niedaleko głównej drogi.

Dzień 13 – 7.06.2016, 1 – Glymur
147.5km, 15.8km/h śr, 1060m w górę, 9h19m, 10-18
Noc ciepła i spokojna, więc i dzień zacząłem i zakończyłem z przytupem. Po wczorajszym gorszym dniu nie ma śladu. Na początek podjechałem do niewielkiego – w porównaniu z największymi – wodospadu Glanni. 2km przed nim można wejść na wulkan Grábrok, który stoi niedaleko głównej drogi. Nie sposób przeoczyć. Drugim moim celem tego dnia był największe na Islandii i w całej Europie gorące źródło Deildartunguhver. Ze źródła w ciągu sekundy wypływa aż 180L wody o temperaturze około 100℃.  Spodziewałem się w sumie zobaczyć jedno pojedyncze źródło wody, a na miejscu była cała ściana wrzątku wytryskującego spod ziemi. Dalej miałem drogą nr 52 podjechać do wodospadu Gulfoss, jednak okazało się, że dalsza droga nr F338 jest zamknięta, więc czekał mnie niemały objazd. Po zmianie planów i trasy podjechałem do miasta Borgarnes uzupełnić zapasy i przy okazji wymienić euro na korony. Nie wiem czemu, ale w banku kasjerka pobrała dodatkową prowizję za wymianę jakby sam kurs nie wystarczył na rozliczenie kosztów. W zamian wypiłem sobie kawę na koszt banku. Na Islandii ekspresy do kawy są w każdym urzędzie, biurze, banku do ogólnej dyspozycji. Za Borgarnes ponownie przejechałem przez dwukilometrowy most i drogą nr 1 skierowałem się na południe. W okolicach miasta Arkanes znajduje się najnowszym i płatny tunel Hvalfjörður z zakazem jazdy dla rowerzystów. Zakazem w ogóle się nie zmartwiłem, ponieważ i tak miałem zamiar skręcić w drogę nr 47 prowadzącą do wodospadu Glymur. Pod koniec dnia podkręciłem tempo i o 20:00 byłem już pod wodospadem. Na parkingu zostawiłem rower, przebrałem buty i zrobiłem sobie godzinny spacer. Z parkingu na końcu drogi prowadzi około dwukilometrowa ścieżka do samego wodospadu. Po dojściu do rzeki ścieżka rozdziela się i do wodospadu można wchodzić lewą lub prawą stroną. Ja niestety wybrałem lewą, ponieważ dopiero po powrocie na parking dowiedziałem się, że z prawej strony lepiej widać cały wodospad. Wejście lewą stroną pod koniec całkiem strome, jednak wchodzi się praktycznie na wysokość górnej kaskady. Po prawej stronie ludzie dochodzili jedynie do pewnego momentu, zdecydowanie niżej,, a przynajmniej tak to widziałem z góry. Glymur jest schowany w kanionie pomiędzy skałami, mimo że widziałem raczej tylko górną jego część to i tak warto było przespacerować się  i zobaczyć ten prawie 200 metrowy wodospad. Zejście do parkingu zajęło mi nico ponad pół godziny. Wjazd do głównej drogi kolejne 20 minut. Ponieważ zrobiło się koło 22:00, a ja w nogach miałem prawie 150km i spacer do wodospadu to na nocleg wybrałem sobie wcześniej upatrzoną polankę przy skrzyżowaniu dróg 42 i tej prowadzącej pod wodospad.

Dzień 14 – 8.06.2016, Glymur – Gullfoss
110.5km, 14.8km/h śr, 905m w górę, 7h25m, 12-19
Pomimo noclegu w bliskiej odległości skrzyżowania noc przespana w całości. Planem dnia było pojechanie do wodospadu Gullfoss. Podobnie jak wczoraj zakończyłem, tak dziś zacząłem dzień od objazdu fiordu Hvalfjörður wzdłuż. Po drodze minąłem ruiny starej farmy oraz dwa niewielkie cyple, na których podczas drugiej wojny światowej stacjonowali amerykański i brytyjscy żołnierze.  Po objechaniu prawie całego fiordu dookoła skręciłem w drogę szutrową nr 48, która prowadzi do jednego z ważniejszych miejsc w historii Islandii. Droga początkowo prowadziła zieloną doliną, na której pasły się owce, konie i o dziwo także krowy. Potem czekała mnie mała wspinaczka na ponad 200m.n.p.m. aż dojechałem do głównej drogi 36, która okrąża największe jezioro Islandii, Þingvallavatn. To właśnie na brzegach tego jeziora w miejscu zwanym Þingvellir w 930 roku po raz pierwszy zebrał się islandzki parlament Althing. W miejscu dawnego parlamentu stoi obecnie mały kościółek i pięć połączonych ze sobą niewielkich domków. Þingvellir znajduje się u styku płyt tektonicznych eurazjatyckiej i północnoamerykańskiej. Najbardziej znana szczelina pomiędzy płytami, po której poprowadzona została ścieżka turystyczna nosi nazwę Almannagjá, czyli „Wąwóz Wszystkich Ludzi”.  Kilka kilometrów za głównym centrum turystycznym Þingvellir (płatny parking i toalety), niedaleko restauracji jest całkiem fajne darmowe pole namiotowe z toaletą. Tutaj parkingi są darmowe, a do kościółka bliżej. Kolejne kilometry do drogi 366 to głównie objazd jeziora po niewielkich pagórkach. Dalej wjechałem do miasteczka Laugarvatn, w którym duży zielony pałac okazał się hostelem. Tu zrobiłem zakupy i zjadłem kolację popijając wszystko zimnym mlekiem. Lubię większe sklepy na Islandii, w większości z nich jest miejsce do siedzenia i jedzenia, można skorzystać z kuchenki mikrofalowej i opiekacza do pieczywa. Oczywiście są też toalety oraz gniazdka elektryczne. Z Laugarvatn do wodospadu Gullfoss miałem już tylko 33km. Na spokojnie do wieczora to dwie godziny jazdy z małą górką. Wcześniej zwiedziłem jeszcze inną znaną atrakcję Islandii jaką są gejzery. Co ciekawe nazwa gejzer pochodzi właśnie stąd i od gejzeru Geysir wszystkie inne na świecie zawdzięczają to miano. Na całym polu gejzerów i przepływającej pomiędzy nimi gorącej wody tylko dwa z nich zasługują na większą uwagę. Największy czynny i regularny Strokkur wybucha co 5-10 minut i wyrzuca słup wody oraz pary na wysokość 30 metrów. Do niedawna największy Geysir nie jest już czynny. Do Lat 60-tych XX-go wieku wyrzucał wodę nawet na wysokość 60 metrów. Powiem szczerze, że byłem trochę zawiedziony islandzkimi gejzerami. Kilka lat temu na wyprawie po USA w Parku Yellowstone oglądałem wielki gejzer Old Faithfull w akcji. Słup wody był nieporównywalnie wyższy, a wyrzut trwał kilka minut. Strokkur ledwie raz tryśnie, głównie parą, a jeden wyrzut trwa tylko 2-3 sekundy. Dzień zakończyłem niecałe dwa kilometry przed wodospadem Gullfoss. Od gejzerów do Gullfoss poza campingiem ciężko znaleźć fajne miejsce do spania. W okolicach wodospadu o spanie na dziko w namiocie o wiele łatwiej.